niedziela, 20 stycznia 2019

Encyklopedia sudecka. Urna z soli. W XXI wieku nielicznych pochowano w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. We wraku "Wilhelma Gustloffa” tylko jednego – urodzonego w Jaworze bohatera powieści niemieckiego noblisty. Ale czy bohatera?


Oprócz Pawła Adamowicza i Macieja Płażyńskiego w XXI wieku w Bazylice Mariackiej w Gdańsku spoczął – wywodzący swój ród z Łużyc – Otto Kulcke (jego ojciec urodził się w Legnicy), inicjator odbudowy miejscowych organów. trojmiasto.pl




 

Jednak jeszcze „rzadziej” (bo tylko raz) odbywają się pogrzeby we wraku "Wilhelma Gustloffa”, ofiary największej katastrofy morskiej w historii ludzkości („rekord świata” w liczbie ludzi zabitych w ataku pociskami konwencjonalnymi). „Titanic” jest bardziej medialny – ale to Bałtyk jest największym morskim cmentarzyskiem świata (tylko na trzech największych zatopionych transportowcach zginęło w 1945 roku prawie 20 tysięcy ludzi).

Po stu latach niepodległości zostaliśmy największym lądowym (obozy koncentracyjne i zagłady) oraz morskim cmentarzem świata, czego w 1918 roku nikt nie przewidywał w najczarniejszych snach.

„Tablica upamiętniająca ofiary zatopienia statków Wilhelm Gustloff, Steuben i Goya, wisi w kościele o.o. redemptorystów przy ul. Portowej w Gdyni.” Na stronie historia.trojmiasto.pl

Rok 1936 pod Sudetami …

„Nasz sztandar łopocze przed nami.

Naprzód, naprzód! Dźwięcznie grają fanfary.

Naprzód, naprzód! Młodzież nie zna niebezpieczeństwa,

Ojczyzno – ty zawsze będziesz w blasku chwały,

Choćby przyszło nam za ciebie zginąć...

Naprzód, naprzód! Młodzież nie zna niebezpieczeństwa,

Da sobie radę, choćby do celu daleko.

Nasz sztandar łopocze przed nami.

Ramię w ramię idziemy ku przyszłości.

W marszu dla Hitlera nie odstrasza nas nędza i noc.

Ze sztandarem młodzieży dla wolności i chleba.

Nasz sztandar łopocze przed nami.

Nasz sztandar oznacza nową erę.

Nasz sztandar prowadzi ku wieczności.

Tak, nasz sztandar jest dla nas więcej niż śmierć!”


Po latach …

„Gdy jako dziesięcioletnie dzieci śpiewaliśmy tę pieśń i zachwycaliśmy się nowymi czasami, nie przypuszczaliśmy, jaki będzie nasz koniec i że marsz pod sztandarem Führera wielu poprowadzi do śmierci.” Heinz Schön, Tragedia „Gustloffa”


Rok 2013 …

„Nurkowie złożyli na wraku transportowca urnę z prochami Niemca, który ocalał z katastrofy w 1945 r. (…) 30 stycznia 1945 r. o godz. 21.16, gdy trzy torpedy w 34 sekundowych odstępach rozrywały burtę statku, Heinz Schön trzymał w ręce szklankę z rumem, zamierzał wypić kilka łyków przed snem.

Dwanaście lat wcześniej 20 stycznia Adolf Hitler przejął władzę w Niemczech i został kanclerzem Rzeszy - wtedy mały Heinz uwielbiał Führera jak nikogo na świecie, uważał go za największego z Niemców. Rok później chłopiec trafił do dziecięcej organizacji Jungvolk - tam nauczył się strzelania z wiatrówki i musztry. Cztery lata później był już w Hitlerjugend i dostał małokalibrówkę, bo "młody hitlerowiec jest pewnym strzelcem przed wcieleniem do Wehrmachtu".

Do Wermachtu nie pójdzie. Marzy o marynarce i dalekich podróżach. Urodzony 3 czerwca 1926 r. błękitnooki blondynek z Jawora na Dolnym Śląsku, gdy ma 16 lat, zdaje wszystkie możliwe egzaminy w sekcji morskiej Hitlerjugend. W 1943 r. staje przed komisją i stara się o przydział do Krigsmarine - odrzucają go ze względu na postępującą krótkowzroczność. Heinz nie ustępuje i zostaje skierowany do pracy w marynarce handlowej. W lutym 1944 roku musztruje się na "Gustloffa", dostaje posadę zastępcy ochmistrza i pojedynczą kajutę. Statek w wojennym kamuflażu, zacumowany przy nabrzeżu w Gdyni służy jako koszary dla załóg U-Botów. Gdynia nazywa się Gotenhaffen, już na początku wojny naziści zamienili ją w bazę Kriegsmarine.” odkrywca.pl


Uratowany z katastrofy dostaje nowe życie – opowiada o okropnościach wojny i staje się kronikarzem największej katastrofy morskiej w dziejach ludzkości, uważa to za swoje przeznaczenie. Sam staje się bohaterem powieści noblisty, którego młodość wyglądała podobnie.

„Krajowe i zagraniczne gazety chwaliły akcję ratunkową. Ale szczegółowo i z czasowego dystansu zajął się tym jedynie Heinz Schön. Wykorzystał, jak ja to robię teraz, furę gazetowych relacji z tamtych czasów. Jego los, tak jak mój, jest złączony z nieszczęsnym statkiem. Ledwo na rok przed końcem wojny przyszedł na „Gustloffa” jako asystent płatnika. Właściwie to Heinz Schön przeszedłszy pomyślnie przez sito morskiej Hitlerjugend chciał dostać się do Kriegsmarine, ale ze względu na wadę wzroku musiał zamustrować się w marynarce handlowej. Jako że przeżył zatonięcie jednostki będącej statkiem pasażerskim KdP, potem okrętem szpitalnym, następnie pływającymi koszarami i na koniec transportowcem przewożącym uchodźców, zaczął po wojnie zbierać i spisywać wszystko, co dotyczyło „Gustloffa” w dobrych i złych czasach. Znał tylko ten jeden temat; albo jedynie ten temat zawładnął nim. Toteż jestem pewien: matka od początku byłaby rada Heinzowi Schönowi. Ale jego książki, które na Zachodzie znalazły wydawcę, były w NRD niepożądane. Kto czytał jego relacje, nabierał wody w usta. Czy to po tej, czy po tamtej stronie informacje Schöna nie miały wzięcia. Nawet gdy pod koniec lat pięćdziesiątych z jego udziałem jako konsultanta nakręcono film - „Noc zapadła nad Gotenhafen” - echo było umiarkowane. Co prawda całkiem niedawno nadali w telewizji program dokumentalny, ale wciąż jeszcze jest tak, jak gdyby nic nie mogło przebić „Titanica”, jak gdyby statek „Wilhelm Gustloff” nigdy nie istniał, jak gdyby brakowało miejsca na jeszcze jedno nieszczęście, jak gdyby wolno było wspominać tylko tamte, nie te ofiary. Ale ja też nabrałem wody w usta, trzymałem się z daleka, nie udzielałem się, musiałem dopiero znaleźć się pod presją. I jeśli teraz, jako ktoś, kto również przeżył, czuję się odrobinę bliski Heinzowi Schönowi, to tylko dlatego, że mogę korzystać z jego obsesji.” Günter Grass „Idąc rakiem”

„Jedyna oficjalna zgoda na pogrzeb morski została wydana w czerwcu tego roku. Przez konsulat niemiecki do Urzędu Morskiego w Gdyni trafiła prośba rodziny Heinza Schöna, który jako 19-latek przeżył katastrofę zatopionego w styczniu 1945 roku Wilhelma Gustloffa. Przed śmiercią poprosił, by jego prochy spoczęły obok innych ofiar w podwodnej mogile.

- Powiedziałem Niemcom, że wypada, by pogrzebowi towarzyszył ceremoniał morski - wspomina kpt. Królikowski. - Ukłon banderą, trzy długie i jeden krótki sygnał dźwiękowy, czyli pożegnanie. Prochy ludzkie nie są problemem epidemiologicznym, ale urna, która je skrywa, powinna być wykonana z soli, by nie zanieczyszczać środowiska.” krzysztof.waw.pl

Pogrzeb można obejrzeć tutaj: tvn24.pl