niedziela, 22 września 2013

Jesienny szerszeń pracowity jak pszczoła


Nawet drapieżniki lubią słodycze.

Rzadko kiedy ludzie w pobliżu kręcących się kilkunastu szerszeni potrafią zachować spokój, stać i spokojnie rozmawiać. Raczej zdradzają objawy paniki.

Wczoraj byłem świadkiem takiej nietypowej sceny. Obok krzaka, przy którym uwijało się kilkanaście dorodnych szerszeni, stało kilka osób. Rozmawiały, gestykulowały, ocierały się plecami o krzak płosząc owady i … nic! Pewnie nawet nie zauważyły, że to szerszenie – bo zachowywały się one jak pszczoły. Zresztą oprócz złowrogich szerszeni były tam inne osowate i pszczoły. Również nie przejmowały się swoimi wrogami.



Dlaczego?

Odpowiedź ze znakomitej książki Marka Kozłowskiego „Owady Polski” (MULTICO 2008).
„Jesień kojarzy mi się z szerszeniami, ale tak grzecznymi i potulnymi, że nieraz bywały obiektami zabaw dzieci, odwiedzających mnie na uczelni. W październiku pod ozdobną jabłonką rosnącą nieopodal budynku, w którym pracowałem, leżały zwykle przejrzałe i słodkie jabłka. Do tych jabłek zlatywały się z całej okolicy rozmaite osy. Zdarzały się i szerszenie, Vespa crabro, budzące respekt swoją wielkością i groźnym wyglądem. Szerszenie, podobnie jak wszystkie osy (szerszeń jest owadem z rodziny osowatych, Yespidae), lubią słodycze. Słodkości (owoce, sok z drzew, miód) wykorzystują jako pokarm własny i poczęstunek dla innych członków spo­łeczności, a także jako domieszkę w pokarmie dla larw, które są mięsożerne i dla których robotnice polują na owady.



Wśród delektujących się jabłkami szerszeni gdzieś w środku października zaczynały pojawiać się osobni­ki o długich czułkach i niezdarnych ruchach. Te długie czułki (dłuższe o jeden człon od „normalnych") zdradzały osobniki haploidalne, czyli samce. Ponieważ pokładełko przekształcone u żądłówek w żądło jest cechą niewieś­cią, samce szerszeni zamiast pokładełka mają aparacik kopulacyjny, którym nawet gdyby nie wiem jak się starały, użądlić nie mogą. Pewnej jesieni zdobyłem się na odwa­gę i chwyciłem za skrzydła takiego samca, który zaraz zaczął wywijać odwłokiem, tak jakby chciał poczęstować mnie żądłem. Ja jednak, wyposażony w wiedzę o jego samczych cechach, nie uląkłem się tym gróźb i spokojnie policzyłem segmenty czułków, po czym postawiłem go na nadgryzionym jabłku, i tu samiec-szerszeń mi zaimpono­wał. Inne owady po wypuszczeniu z ręki uciekają gdzie pieprz rośnie. Ten jednak wykazał się zupełnym brakiem odruchów stresowych. Pełny luz! W tej samej sekundzie, w której posadziłem go na jabłku, zaczął się nim raczyć, nie zwracając na mnie uwagi; nawet na to, że głaskałem go czule po łepku (mam chyba jakieś szczególne skłonno­ści do haploidów, Gucio z Pszczółki Mai był zdecydowanie moim faworytem wśród bohaterów dobranocek).”

Poprzednio tak ciekawie o zwierzętach pisywał profesor Władysław Strojny. Niestety od ponad dwudziestu lat spoczywa na wrocławskim cmentarzu.

Ale książki i zdjęcia pozostały.

Fot. Mrozen